awersja awersja
488
BLOG

Gdyby głupota miała skrzydła (2)...

awersja awersja Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


 

Przez okno spojrzy się czasem

W szlak dróg żelaznych daleki,

Czoło się dłońmi podeprze

I łzami zajdą powieki.

 

Choć pan Julian Tuwim pisał powyższe strofy w kontekście egzystencjalno-muzycznych rozterek niejakiego Piotra Płaksina, to pasują one do dzisiejszości PKP jak ulał. Czcigodni Czytelnicy wiedzą już, że podróże koleją żelazną są moim konikiem. Zwrot "być konikiem" w kontekście podróży kolejami polskimi nabiera szczególnego znaczenia, jeśli pomyślimy o szybkości. Ale nie o tym chcę tym razem...

 

Postanowiłem odbyć podróż koleją ze stacji Olsztyn Główny do stacji Łódź Kaliska. Zgodnie ze świecką tradycją przed podróżą należy nabyć bilet, zatem na dworcu w Olsztynie stanąłem 30m od kas biletowych. Bliżej nie dało się ze względu na kolejki, ale kolejki na kolei są przecież rzeczą zrozumiałą. Kas było kilka do wyboru, a ja musiałem stanąć w ogonku do jednej z nich. Połowę kas odrzuciłem już na samym początku procesu decyzyjnego. Były nieczynne. Wśród trzech pozostałych moją uwagę zwróciło okienko, nad którym widniał wielki napis "SZOP". Nie był to sklep. To kasa Szybkiej Obsługi Pasażera należąca do Przewozów Regionalnych. Nie dość, że kolejka przed kasą była najkrótsza, to jeszscze posuwała się w błyskawicznym tempie. Większość chętnych odchodziła od okienka zaraz po podejściu do niego. Jak później okazało się, kasa obsługiwała wyłącznie pasażerów korzystających z PR. Czyli między innymi - mnie. Kupiłem bilet normalny który... okazał się być zupełnie nienormalnym...

 

Tuż przed kontrolą biletów w pociągu zerknąłem na zakupiony bilet. Wzrok już nie ten, co w młodości. Wyjąłem okulary i zerknąłem raz jeszcze. W dłoni trzymałem bilet, na którym widniało jak byk:

od LACHOWICE do ŁÓDŹ KALISKA

przez IŁAWA GŁ. * TORUŃ GŁ. * KUTNO. 

Gdzie są Lachowice? Co ja robiłem w Lachowicach? Czy bliscy wiedzą, że wyjeżdżam z Lachowic? Nadmienię, że alkoholu w zasadzie nie piję...

 

Konduktor sprawdził mój bilet skanerem, skasował go, a ja korzystając z okazji zapytałem:

- Czy może mi pan powiedzieć skąd ja właściwie jadę...?

Popatrzył na bilet, zeskanował raz jeszcze. Popatrzył na mnie - chyba wyglądałem na olsztyniaka, bo ponownie zeskanował bilet. 

- Nic z tego nie rozumiem - odparł konduktor, a jego odpowiedź raczej mnie nie zdziwiła. Ostatecznie konduktorzy są najmniej poinformowanymi osobami w pociągach, ale o tym na zakończenie. 

Konduktor obiecał, że po sprawdzeniu biletów pozostałych podróżnych wróci do mnie. Jako obiecał, tako zrobił. W międzyczasie sprawdził to i owo, ze szczególnym uwzględnieniem tego drugiego. Poprosił raz jeszcze o bilet i powiedział:

- Jedzie pan z Lachowic. To taka mała miejscowość blisko Suchej Beskidzkiej. 

- Uhm... - stwierdziłem z udawanym zrozumieniem. Boże, te moje zaniki pamięci.

- Ale w tym bilecie są dwie dziwne rzeczy - kontynuował konduktor. - Po pierwsze cena biletu i liczba kilometrów jest identyczna, jak dla połączenia z Olsztyna Głównego do Łodzi Kaliskiej...

- A to ci zbieg okoliczności...!

- Po drugie nie wiem czy pan wie, ale nie mógł pan rozpocząć podróży w Lachowicach, ponieważ tamtejsza stacja kolejowa od lat jest nieczynna.

- Pan mnie chyba nie docenia... - odrzekłem z uśmiechem.

 

W tej atmosferze wzajemnego zrozumienia dla niezrozumienia mechanizmów działających na kolei rozważaliśmy inne możliwości wystawienia takiego biletu na przejazd. Nawet takie, że w międzyczasie zmieniono nazwę miasta Olsztyn na Lachowice, ale tę możliwość odrzuciliśmy po tym, jak pozostali pasażerowie stwierdzili, że media nic nie mówiły. Na zakończenie pan konduktor ostatni raz poprosił o mój bilet i dokonał wpisu na jego odwrocie o treści: "Ważry od btrejs olnityn 67", co w języku konduktorów kolejowych znaczy "ważny od stacji Olsztyn Gł.".

 

Cała sprawa może i brzmi jak anegdota, ale proszę zważyć, że wystawiono dokument fiskalny, który w opisie nie odpowiada rzeczywiście wykonanej usłudze przewozowej. Co na to Urząd Skarbowy? Oczywiście może stwierdzić, że to moja wina, bowiem po otrzymaniu biletu podróżny winien sprawdzić prawidłowość jego wystawienia.

 

Obiecałem, że na zakończenie napiszę dlaczego konduktorzy są najmniej zorientowanymi osobami w pociągach. Było to po przesiadce w Toruniu do pociągu relacji Toruń Gł. - Łódź Kaliska. Pociąg ten ruszył ze stacji początkowej planowo, co już samo w sobie było złym znakiem. W toalecie - brak wody, jest to jednak do wytłumaczenie, bowiem jak wiadomo, wody w pociągach nie ma tylko w dwóch półroczach. W letnim, bo zbyt szybko zużywa się i nie sposób nadążyć z dolewaniem, i w zimowym, bo zamarza. Poza tym dzięki brakowi wody w czasie tych półroczy koleje oszczędzają na mydle. W innych okresach roku takich oszczędności być nie może. Mimo temperatury przekraczającej 30 st. Celsjusza nie narzekałem, bo mogło być jeszcze gorzej. Mogłem na przykład jechać klimatyzowanym wagonem TLK a przecież wiadomo, że przy tak wysokich temperaturach klmatyzatory w wagonach muszą zostać wyłączone, bowiem przegrzewają się. A okien w takim klimatyzowanym wagonie nie otworzy się tradycyjnym sposobem...

 

Wracając jednak do mojej podróży - przed stacją Ozorków sprawdziłem w Internecie opóźnienia pociągów. Nie spodziewałem się żadnego opóźnienia, bo i odległość nieznaczna (mijany drogowskaz na szosie pokazywał 29 km do Łodzi), i pozostała już tylko jedna godzina podróży do Łodzi Kaliskiej. Spotkała mnie jednak niespodzianka - mój pociąg, jak i inne na szlaku Łódź - Kutno, doznaje aktualnie opóźnienia 60 min. Na stacji w Ozorkowie konduktor przeszedł przez cały skład EZT informując podróżnych, że od godziny szlak jest zamknięty, a z Ozorkowa wyjedziemy dopiero za minut 40. Gdy konduktor doszedł do mnie podziękowałem za informację i stwierdziłem, że wiem o tym już od prawie kwadransa.

- Eeeee... - rzekł konduktor - Skąd pan wie...?

- Z Internetu, panie konduktorze... Z Internetu...

- No tak, chyba częściej powinniśmy rozmawiać z podróżnymi na temat ewentualnych opóźnień, bo my takie informacje dostajemy jako ostatni...

 

Na zakończenie przyznam, że trochę współczuję konduktorom na żelaznej kolei. Ci Bogu ducha winni pracownicy w większości starają się sumiennie wykonywać swoje obowiązki. Co jednak z tego, kiedy system uzna Olsztyn za Lachowice, a o utrudnieniach na szlaku dowiadują się jako ostatni. Zarządzanie polskimi kolejami sprawia jednak, że wielu podróżnych uważa:

"Gdyby głupota miała skrzydła, to PKP byłyby liniami lotniczymi".

 

 

Spotkanym wczoraj konduktorom dziękuję za ich zaangażowanie (piszę to szczerze, bez ironii).

 

Pozdrawiam

 

 

 

awersja
O mnie awersja

Licznik odwiedzin: Poza autorem nikt tutaj nie zagląda...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości