awersja awersja
428
BLOG

Ni pies, ni wydra...

awersja awersja Polityka Obserwuj notkę 2

 

Czy internauta Awersja, piszący na portalu Salon24, jest dziennikarzem...? Do postawienia takiego pytania skłonił mnie felieton pana dr. Marka Palczewskiego pt. „Kto jest dziennikarzem?”. Udzielenie odpowiedzi na te pytanie nic nie zmieni w życiu Awersji, może jednak stać się przyczynkiem do kolejnego wątku w dyskusji o dziennikarstwie. A przecież dyskutować każdy lubi...
 
Jak większość publikacji dotyczących zawodu dziennikarza, tak i niniejsza będzie rozpoczęta od zacytowania fragmentu ustawy Prawo prasowe. Nie, nie zostanie podana ustawowa definicja dziennikarza, bowiem ona sama w sobie zdaje się być dość klarowną, jak na nasze normy tworzenia prawa, i w miarę jasno precyzuje kto dziennikarzem, a kto nie. Klarowność zapisów ustawowych zaburza inna definicja, o czym mało który medioznawca wspomina. Chodzi mianowicie o pojęcie redakcja. Zacytujmy: redakcją jest jednostka organizująca proces przygotowywania (zbierania, oceniania i opracowywania) materiałów do publikacji w prasie.
 
W tym miejscu można już udzielić odpowiedzi na postawione pytanie: internauta Awersja, piszący na portalu Salon24, dziennikarzem nie jest. I choć Awersja sam w sobie mógłby spełniać wymogi definicji dziennikarza (np. jako dziennikarz-wolontariusz, czego nie zabrania Prawo prasowe), to wymogów nie spełnia Salon24. Dlaczego...? Ano dlatego, że zgodnie z regulaminem, Salon24 jest platformą hostingowi, a nie redakcją. Cóż, niełatwo pogodzić się z faktem, że Awersja nie jest dziennikarzem... A może jednak da się coś zrobić w kwestii udziennikarzenia Awersji...?
 
Owszem, gdy wrócimy do definicji redakcji stwierdzimy, że Salon24 spełnia jednak jej formalne wymogi, czy mu się to podoba, czy też nie. Mimo, że nigdzie nie pada słowo „redakcja”, to trzymając się zapisów ustawy możemy stwierdzić, że Salon24 organizuje proces przygotowania materiałów do publikacji. Zbiera notki, ocenia je kwalifikując jedne do strony głównej, a inne ukrywając, w końcu opracowuje je poprzez właściwe przygotowanie elektroniczne do umieszczenia na portalu. Do tego, co jest równie ważne, notki publikowane na Salonie24 są prasą zgodnie z jej ustawową definicją. W końcu – Awersja pisząc dla portalu Salon24 działa na jego rzecz, a akceptując regulamin otrzymuje upoważnienie Salonu24 do publikacji.
 
Nie dziwmy się, że Awersja poczuł się teraz jak kot Schroedingera. Będąc dziennikarzem (zgodnie z Prawem prasowym), jednocześnie nim nie jest (zgodnie z Prawem prasowym). Taki stan nie bardzo odpowiada Awersji, w związku z czym lada chwila zastanowi się, czy warto być dziennikarzem. O, właśnie zaczął zastanawianie się...
 
Pan dr Marek Palczewski we wspomnianym felietonie napisał, że „ważne są gwarancje dla ludzi, którzy często zastępują profesjonalistów w ich robocie dziennikarskiej, wykrywając afery, odsłaniając kulisy nadużyć i defraudacje”. Owszem, trudno się z tym nie zgodzić. Dodał również bardzo ważne spostrzeżenie: „bo przecież Konstytucja gwarantuje nam, WSZYSTKIM OBYWATELOM, właśnie równy dostęp do pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”. I tutaj, moim zdaniem, otwiera się nowe pole do dyskusji nad dziennikarstwem...
 
Wśród notek dziennikarza-niedziennikarza Awersji opublikowanych na Salonie24 są również takie, które wymagały od autora (czyli od obywatela Awersji) zebrania pewnych materiałów. Zdobywanie ich w oparciu o Prawo prasowe byłoby niemożliwe, a nawet jeśli ktoś potraktowałby Awersję jako dziennikarza - byłoby czasochłonne. Stąd też wiele materiałów i informacji uzyskiwano w oparciu o... ustawę o dostępie do informacji publicznej. Szybko, legalnie, łatwo, skutecznie. Owszem, zdarzało się, że jakiś urzędnik odpowiadał, że ma 30 dni na udzielenie odpowiedzi, lecz po konsultacji z prawnikami deklarował, że jutro informacje będą dostępne. A jutro informacje były dostępne. Czy nie jest to dobra metoda...? Czy nie lepiej być obywatelem Awersją, niż dziennikarzem Awersją...?
 
A zupełnie na marginesie: zastanawiam się, dlaczego dziennikarze tak rzadko korzystają z ustawy o dostępie do informacji publicznej. Ostatecznie są również obywatelami, a sama ustawa wyraźnie zakazuje pytania się o cel pozyskiwania tych informacji. Owszem, są pewne ograniczenia (np. jeśli chodzi o komentarze urzędników), ale przecież często od komentarzy wartościowszym materiałem dziennikarskim są dokumenty.
 
Wracając jednak do głównego wątku – można zaproponować, aby definicję dziennikarza pozostawić wyłącznie do dyskusji akademickich medioznawców, w prawie natomiast zrównać obywatela z dziennikarzem. Czyż nie byłoby to w zgodzie ze szczytnymi ideami demokracji...? Przeciwnicy takiego zrównania od razu zakwestionują prawo przeciętnego obywatela do... stosowania prowokacji dziennikarskiej. Poniekąd – słusznie. Co będzie, gdy obywatel Awersja zechce wręczyć łapówkę jakiemuś ministrowi, a ów odmówi jej przyjęcia i powiadomi o zdarzeniu odpowiednie organy...? Przecież każdy obywatel w takim przypadku mógłby powiedzieć, że stosował „prowokację obywatelską”...! Przypomnijmy sobie jednak liczne dyskusje wokół prowokacji dziennikarskich i towarzyszące im pytania: czy dziennikarz miał prawo...? Czy było to etyczne...? Podobnie byłoby, gdyby usankcjonować możliwość stosowania prowokacji obywatelskiej. Jak się ustrzec przed jej nadużywaniem...?
 
Jest instytucja stojąca na straży praw obywatelskich – Rzecznik Praw Obywatelskich. Niechże przygotuje projekt stosownego aktu prawnego umożliwiającego stosowanie prowokacji nie tylko przez dziennikarzy, lecz również przez obywateli. To wcale nie wydaje się trudne. Wystarczy, że obywatel poinformuje RPO o tym, iż zamierza np. wręczyć łapówkę skorumpowanemu urzędnikowi. Jeśli urzędnik przyjmie – sprawą zajmie się prokurator. Jeśli urzędnik nie przyjmie – obywatel poniesie konsekwencję nieuzasadnionego podejrzenia. Ot, i cała filozofia...
 
Oczywiście powyższe należałoby traktować wyłącznie jako wątek w dyskusji akademickiej, bez oczekiwania na praktyczne przełożenie i zmianę obowiązującego prawa. Na takiej zmianie z pewnością nie zależy ani dziennikarzom (utracą swoje uprzywilejowanie), ani politykom (walka z korupcją to li tylko hasło wyborcze, a nie kierunek rzeczywistych działań), ani niektórym urzędnikom (bez komentarza z jakiego powodu).
 
I to by było na tyle...
 
...póki co.
 
 
 
Ni pies, ni wydra, Awersja
awersja
O mnie awersja

Licznik odwiedzin: Poza autorem nikt tutaj nie zagląda...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka