awersja awersja
669
BLOG

Dzieci gorszego boga

awersja awersja Polityka Obserwuj notkę 4
 
 
Ileż to razy słyszeliśmy ze złotych ust polityków, że wszystkie dzieci są nasze, że każde należy traktować równo, że każdemu należy zapewnić godziwe warunki wychowania i edukacji. Ileż to razy zapewniano nas, że dla dzieci robi się bardzo dużo, że wszystko z myślą o ich pomyślności, że są najważniejsze. Ileż to razy wywieszaliśmy dumny transparent ze słowami Modrzewskiego: „takie będą Rzeczypospolite, jak jej młodzieży chowanie” podpisując cytat nazwiskiem Staszica. Ba! nawet w samej Konstytucji słowo „dzieci” pada kilkakrotnie, między innymi w artykule 70 punkt 3. Te przemowy, te zapewnienia, te transparenty, te konstytucje - to wszystko ma ukoić nasze sumienie.
 
Jeśli już mowa o sumieniu - warto przypomnieć słowa Jana Pawła II, dla którego „dzieci są nadzieją, która rozkwita wciąż na nowo, projektem, który nieustannie się urzeczywistnia, przyszłością, która pozostaje zawsze otwarta”. Zastanawiam się, czy kiedy włodarze naszych miast nadają kolejnej ulicy imię Jana Pawła II, pamiętają też o tych właśnie słowach. Wątpię. Wątpię dlatego, że chwilę po przyjęciu uchwały o nadaniu imienia ulicy Jana Pawła II, rozpoczynają głosowanie nad uchwałą w sprawie trybu udzielania i rozliczania dotacji przedszkolom, innym formom wychowania przedszkolnego, szkołom i placówkom niepublicznym oraz publicznym nie zaliczanym do sektora finansów publicznych, funkcjonującym na terenie miasta.
 
Jak Polska długa i szeroka radni przyklepują formułkę mówiącą, że przyznaje się fundusze niepublicznym przedszkolom, w wysokości 75% ustalonych w budżecie miasta wydatków bieżących ponoszonych w przedszkolach publicznych w przeliczeniu na jednego ucznia. Dlaczego właśnie 75%? Ano dlatego, że jest to minimum określone mądrymi rozporządzeniami wynikającymi z genialnych ustaw. Jeśli jest mowa o dietach radnych, o ich przywilejach, o zakresie uprawnień - wtedy nie mówi się o minimalizmie. Gdy chodzi o dzieci - radni są skromni aż do bólu.
 
To, co za chwilę napiszę, niektórzy nazwą demagogią. Ich prawo, ich myślenie, ich światopogląd, ich system wartości. Według mojego prawa, myślenia, światopoglądu i systemu wartości 75% dotacji oznacza, że dziecko w placówce niepublicznej to tylko trzy czwarte dziecka. To tylko trzy czwarte rozkwitającej wciąż na nowo nadziei, trzy czwarte nieustannie urzeczywistniającego się projektu, trzy czwarte przyszłości, która zawsze pozostaje otwarta. To także tylko trzy czwarte zrealizowania zapisu mówiącego, że rodzice mają wolność wyboru dla swoich dzieci szkół innych niż publiczne.
 
W latach 80-tych ubiegłego stulecia wielu z nas walczyło o Polskę, w której władza nie będzie decydować we wszystkich naszych sprawach. Polskę, w której jedynie słuszną formą wychowania i kształcenia nie będzie tylko 100%-owa działalność państwowa. Powalczyliśmy, otrzepaliśmy z siebie resztki styropianu, po czym stwierdziliśmy, że 100%-owym dzieckiem jest tylko te, które chodzi do publicznego przedszkola lub szkoły. Pozostałe to dzieci gorszego boga, tego niepublicznego. W ćwierci ułomne.
 
Walczyliśmy wtedy także o to, aby móc wybierać dla swoich dzieci szkołę. Publiczną lub niepubliczną. Powalczyliśmy, a gdy runął już ostatni mur, wpisaliśmy do Konstytucji zasadę wolnego wyboru szkoły przez rodzica. Wolność ta w praktyce nie polega jednak na tym, że wybiera się z alternatywy publiczne lub niepubliczne. Wybór dotyczy tego, czy nasze dziecko jest dla społeczeństwa dzieckiem w 100%-ach, czy tylko w trzech czwartych. Niepełne dziecko to tak, jak niepełna wolność. Jeśli ktoś chce korzystać z pełni wolności w Rzeczpospolitej powinien posłać dziecko do publicznej szkoły.
 
Na domiar złego, każdego roku dowiadujemy się, że w przedszkolach publicznych brakuje miejsc. W zależności od wielkości miasta brak jest dziesiątek, setek lub tysięcy. Oznacza to, że każdego roku spora grupa dzieci staje się niepełnowartościowymi dla Rzeczpospolitej. Tym samym konstytucyjna wolność wyboru staje się tylko akcją promocyjną państwa, która to akcja winna być uzupełniona dopiskiem „do wyczerpania asortymentu”.
 
W tym momencie słyszę głosy mówiące, że przedszkola i szkoły niepubliczne to placówki komercyjne. Korzystają z nich rodzice, których stać na zapłacenie wysokiego czesnego. Cóż... przyznam się tutaj, że nie jestem w stanie obalić całkowicie tego argumentu. Niestety, wielokrotnie miałem trudności z podważaniem słuszności idei marksistowskich. Szkoda tylko, że placówki niepubliczne uważa się jako komercyjne, skoro wiele z nich prowadzonych jest przez fundacje i stowarzyszenia, a tym samym nawet jeśli osiągną zysk, to jest on przeznaczony na działalność statutową. Mało tego - najczęściej dopłacają do tego interesu, bowiem muszą z własnych funduszy utrzymywać ćwierć dziecka. Lub ową ćwiercią obciążyć solidarnie rodziców.
 
Odrzućmy na chwilę oferty tych placówek, w którym czesne jest bardzo wysokie (np. gdy dodatkowo oferują własny basen, naukę sześciu języków obcych oraz posiłki od Wierzynka). Gdy porównamy przeciętne czesne przedszkola publicznego i niepublicznego okaże się, że różnice nie są aż tak wielkie. Gdy do czesnego dodamy dotacje, to w sumie różnice staną się jeszcze mniejsze. W końcu, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że przedszkola niepubliczne często same muszą dbać o utrzymanie budynku, o wyposażenie, o infrastrukturę to wyjdzie nam, iż placówki niepubliczne działają sprawniej i taniej. Pamiętajmy przy tym, że każda złotówka wydana przez rodzica na uzupełnienie ćwierci dziecka w placówce niepublicznej, to równocześnie złotówka mniej wydana przez tegoż rodzica na pluszowego misia, „Małego Księcia” lub wyjście z dzieckiem do ZOO.
 
***
 
Etos „Solidarności” dawno został zapomniany, tablica z postulatami strajkowymi stała się zaprzeszłym zabytkiem, nauka Jana Pawła II wykorzystywana jest tylko do wypełniania kolorowych albumów ku pamięci. Żyjemy w tzw. nowoczesnym społeczeństwie demokratycznym, które w ramach swojego ustroju wybiera stanowiących prawo radnych, posłów i senatorów. Dokonując wyborów zapominamy jednak o naszej późniejszej odpowiedzialności - również o odpowiedzialności za tworzenie trzech czwartych dziecka. Nie zdziwmy się zatem, gdy za lat kilka lub kilkanaście spotkamy na ulicy osobę, która będzie w trzech czwartych dorosłym, w trzech czwartych obywatelem, w trzech czwartych podatnikiem. Gdy przyjdzie do nas listonosz z emeryturą będzie ona również na trzy czwarte naszych egzystencjalnych potrzeb. Nie dziwmy się temu, skoro kochamy nasze dzieci w trzech czwartych...
 
 
 
 
 
 
 
awersja
O mnie awersja

Licznik odwiedzin: Poza autorem nikt tutaj nie zagląda...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka